Gabriela, EVS w Bośni i Hercegowinie
Wciąż będę powtarzać, że – mimo trudności i niedogodności – rok spędzony w Bośni jako wolontariusz EVS był zarazem najlepszym rokiem, jak i wyborem w moim życiu. Po kilku miesiącach spędzonych w korporacji dostałam się na projekt na Bałkanach. Poznałam tam wyjątkowych ludzi, którzy zostaną w moim życiu na lata, mieszkałam w ukochanym regionie, miałam szansę uczyć się pięknego lokalnego języka niemal namacalnie, a wraz z innymi wolontariuszami – bo bez wsparcia zarządzającego ośrodkiem – staraliśmy się prowadzić centrum młodzieżowe, robić coś pożytecznego i przyjemnego dla lokalnej społeczności.
Niedługo po zakończeniu projektu znów wyjechałam z Polski, co w jakiś sposób można by określić kontynuacją projektu, bo tak naprawdę wciąż jestem w zawieszeniu pomiędzy EVS-em a „prawdziwym życiem”.
Czego się nauczyłam podczas projektu? Nic nie jest czarne albo białe, ale mimo wszystko trzeba próbować robić coś dobrego dla innych. Do szczęśliwego życia wcale nie jest potrzebna szafa pełna ubrań, a koniec miesiąca i zbliżający się brak pieniędzy budzą w nas kulinarną kreatywność.
Wcześniej czytałam o minimalizmie, w Bośni zaczęłam go doświadczać – świadomie, ale też przez sytuację, którą poznało zapewne większość wolontariuszy. I to jest bardzo piękne!
Wciąż poszukuję „tej właściwej” i „jedynej” ścieżki zawodowej, ale na pewno znajomość kolejnego języka obcego poszerza pole manewru. A tak naprawdę to najbardziej chciałabym otworzyć z moją najwspanialszą współwolontariuszką Agnieszką hostel w Bośni. I uczyć lokalną społeczność ekologicznego podejścia do odpadów.
JEDŹCIE NA EVS – NIE BĘDZIECIE ŻAŁOWAĆ! A nawet jeśli coś będzie nie tak, jak się spodziewaliście, to i tak jest to warte przeżycia.